Paweł Wojdalski
Obowiązkiem każdego kto zwie się artystą jest zdobywanie i dążenie do wiedzy.
Ciekawość świata. Świadomość, że finalnie i tak zostanie po wszystkim tylko zarysowany kamień. Nic więcej.
Oczywistym pozostaje dążenie artysty do kolejnych okładek, promocji. Uznania. Służą ku temu spotkania. Te autorskie ale i nieco inne. Nasze środowisko pozostaje podzielone na biuletyny, audycje radiowe. Niekiedy wokół nich rozgorzeje jakieś spotkanie oferujące zebranym głównie wrażenia. Zaspakajające głód wartości. Bycia razem. Czy to dobrze?
Bardzo! Nieważne wokół czego lub kogo to skupienie następuje, ważne że tworzy się choć na chwilę społeczność. W reaktorze wrażeń wytrącają się pierwiastki które pozwalają mieć siłę
i nadzieję na dalszy czas. I bycie sobą. Czyli coś, co w erze wszechobecnej promocji jest dobrem deficytowym. I czego wszyscy szukamy .
Spotkania ludzi sztuki są konieczne. Te mniej formalne, gdzie spija się nektar samopoczucia
i zanurza w imersyjnym świecie. Poczucie więzi z innymi jest prawdziwym przyczynkiem wszelkiej oficjalnej aktywności artysty pokazywanej publicznie. Publiczność nie zawsze może takowe zapewnić. Stąd od czasu do czasu warto udać się w miejsca i do ludzi łamiących schematy. Nie przywiązane do marki własnej, współpracy czy osobistej zasługi.
Dość takich kwestii krąży w krwiobiegu naszego środowiska. Często skłóca ze sobą ludzi na lata, a nawet łamie długoletnie relacje.
Bywają chwile gdy liczy się po prostu człowiek, i jego odczucia. Mniejsza o bilans brutto netto.
Wspomniałem o odjęciu z tego bilansu zasługi osobistej a skoncentrowaniu się na społecznych aspektach takich wydarzeń. Można mieć różne uwagi, nieść ciężar opinii. Nie zmienia to jednak faktu, że sednem tego typu okazji są ludzie i poczucie wspólnoty. A paradoksem jest że odkrycia tego dokonać można jedynie stawiając się w roli poddanego nurtowi. Nie oceniając czy szukając.
Trywializm tego stwierdzenia jest aż do bólu uniwersalny. I zgodny z naszym wewnętrznym poczuciem szczęścia. Nie pragniemy być artystami, lecz po prostu ludźmi rozumianymi. Pośród sobie podobnych.
Ideały mają to do siebie, iż ich realizacja zawsze obarczona jest błędem. Nie jesteśmy w stanie go usunąć w drodze do wymarzonego raju. Ale zawsze możemy zjednoczyć się wokół
nich i w ten sposób uleczyć nasze otoczenie.
Mądrość. To nie kolejny poziom mistrzostwa. To stanięcie ponad. Oddzielenie. Pozwolenie sobie na bycie pośrodku. Nie ukrywam że sporą inspiracją do podjęcia tematy było stanięcie ponad to co było, co się stało.
Nie da się zrozumieć znaczenia takich spotkań, zwłaszcza gdy największą burzę ma się już za sobą. Nawet gdy znajdujesz już swoje miejsce na Ziemi przychodzi retrospekcja. Spojrzenie na to co kiedyś było anty. Z perspektywy drogi, nie przykrej karty z kalendarza.
Wszystko jest kwestią osobistej relacji. Stąd wszelkie potrzeby do poczucia choć przez chwilę bycia częścią czegoś więcej, społeczności stworzonej choć na godzinę, są uzasadnione.
I potrzebne. W pełni pomocne w realizacji naszego człowieczeństwa. A w nim zawarte są wszystkie emocje, z których nie powinniśmy się spowiadać. Bo są częścią nas.
Podczas takich interakcji mamy okazję zauważać innych. I jeśli opuścimy swoją skorupę
z wyrytym napisem ‘Artysta’, możemy natknąć się na wątki przychodzące do nas z odległych krain Wschodu.
To nie tylko „Sztuka Wojny.” ale sztuka pokoju. Zrozumienia, że konflikt sam w sobie niszczy obie strony. Zabiera coś czego obiecaliśmy sobie samym strzec. Zanim w lustrze zobaczymy uśmiechniętą twarz wroga, nader żywego post mortem. W imię najlepszych zasad popełniono już tyle rzeczy że dość już tej infekcji. Zarazy. Przenoszonej drogą kropelkową, oraz każdą inną.
Dlatego potrzebujemy takich spotkań. Wtedy możemy zobaczyć że ten z mieczem po drugie stronie to też kunszt, wartości i ich historia.
Może warto wówczas pójść drogą Aikido i sprowadzić ataki do ‘zera’, ‘niech tnie powietrze.’.
By tak się stało trzeba pokonać siebie. I chęć rewanżu.
Gdzie tu piernik do wiatraka, zapytacie? Wszyscy doświadczamy w równym stopniu konfliktów w naszym środowisku. Wszyscy chcemy błyszczeć. I bardzo boimy się stłumić ten blask.
Lecz wtedy być może łatwiej nam będzie dostrzec kogoś innego? Dla innych. I że w gruncie rzeczy jesteśmy do siebie bardzo podobni.
Wystarczy choć na chwilę usiąść w tylnim fotelu by zagłębić się w imersji.
Wszyscy w głębi duszy szukamy tego samego . Wszyscy potrzebujemy poczuć siebie w głębi. Nie potrzebujemy poklasku. Zdobywanie tego dobra mamy opanowane do perfekcji.
Szukamy szczęścia w gwiazdach i chcemy być jedną z nich. Spokojnie, kiedyś tam umiejscowi nas wszystkich czas. I to na nas będą patrzeć ci którzy po nas przyjdą. Ale co wiemy o samych sobie? Jakich gwiazdozbiorów tam nie rozpoznamy? Imersja.
Zanurzmy się w tak potrzebnych nam spotkaniach z nam podobnymi. By poczuć że żyjemy, nie tylko stanowimy billboard dla innych. To dopiero początek. I inne wydarzenia.
Bądźmy razem ale, nade wszystko bądźmy sobą, bądźmy ponadto co nas otacza i próbuje zdefiniować. Pokonajmy siebie.
By coś zrobić. Dla innych, nie tylko dla siebie. Tak jak wielu podobnych.
